Strony

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Świąteczne gadulstwo

Pewne prawa nie podlegają dyskusji. Jak na ten przykład prawo grawitacji. W związku z tym iż z fizyki orłem nigdy nie byłam. Rzecz by można, że pisklakiem również nie, w związku z tym nie jestem w stanie sobie przypomnieć czy istnieje takie mówiące coś o nadmiarze energii. Jeśli nie, to ja je stworzę. Będzie brzmieć mniej więcej tak:
 
"Nadmiar energii nagromadzony w ciele, który nie ma możliwości ujścia poprzez wybieganie się w związku z deszczową pogodą, usiłuje ulotnić się różnymi sposobami. Jeśli jednak próby są mało skuteczne, czy też stanowią realne zagrożenie dla stabilności budynku mieszkalnego oraz zdrowia psychicznego i systemów nerwowych opiekunów, zostają zastąpione GADULSTWEM"

Podczas kolacji, po długim i nieco męczącym dniu, kiedy to system nerwy rodzicielki, był już nieco nadszarpnięty, buzia pewnego młodzieńca nie zamykała się nawet przy przełykaniu kęsów pożywienia. Przez moment zastanawiałam się jak on to robi, że się nie zakrztusi?!
- Nie gadamy z pełną buzią - powiedziałam z nadzieją, że potomstwo załapie o co mi chodzi. Bezskutecznie. 
- Synu! Czy ty chociaż przy jedzeniu mógłbyś zamknąć buzię?
- Jasne! - powiedział i przełknął to co miał w buzi, oraz z pustym już otworem trajkotał dalej
- Dziecko, przecież ja nic nie słyszę! zawołałam rozpaczliwie
- A czy słyszysz własne myśli? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem gryząc kanapkę.
- NIE, i nie mogę skupić się na przełykaniu!

Cisza zapadła z chwilą, kiedy to ostatni z nieletnich odpłynął do krainy snów.
Na szczęście dziś już nie pada :)


Pisanki znalezione w sieci

środa, 20 kwietnia 2011

O wyższości papieru toaletowego nad recznikiem papierowym

Co dzieci robią jak się nudzą?
Marcin na ten przykład, z nudów zmywa naczynia, je żelki, czyta, je żelki, pisze w zeszycie ćwiczeń, je żelki, pomaga w rozwieszaniu prania, je żelki, maluje wydmuszki, je żelki, podlewa "kwiaty" na balkonie, cieszy się z nadchodzącej próchnicy i co za tym idzie rychłej wizyty u swojej ulubionej pani dentystki, gra, je żelki ...
Pozytywów wiele.
- Wraca do zdrowia, choć nadal przypomina muchomora,
- Przystosowuje się do życia w rodzinie z całym zestawem obowiązków,
- Kończą się  żelki,
- Jest szansa na to, że w tym roku będziemy mieć kwiatki na balkonie, bo ma je kto nawadniać w fazie kiełkowania,
- Będziemy mieć najpiękniejsze pisanki - może wystartujemy w jakimś osiedlowym konkursie?!
- ...
Krzyś G  i jego recepta doskonała na nudę?!
Świetlica szkolna po lekcjach + trochę wolnego czasu + nuda + geny matki i kilka ojca + lekka pomoc ze strony szkoły w postaci braku możliwości wyjścia na boisko w słoneczne dni (do końca roku szkolnego) =  jak zapewnić łazience szkolnej (świeżo po remoncie) częste malowanie ścian?
Dzisiaj zostałam poproszona na "dywanik"
Syn mój podczas oczekiwania na swoja rodzicielkę po lekcjach, udał się do toalety. Spotkał tam kolegę. W związku z tym iż rodzicielka stara się jak może żeby wychować potomka na kulturalnego człowieka, postanowił z owym kumplem pogadać chwilkę. Nie ładnie jest bowiem olać znajomego i przejść obok bez słowa. Można by pomyśleć "cóż za miejsce na rozmowy"?! Przyznam szczerze, że takiej ładniej i czystej szkolnej toalety, to jak kilka lat już po tym świecie chodzę, nie widziałam. W związku z powyższym - nie dziwię się.
Jak większość populacji (tak sądzę) kiedy buzia jest zajęta gadaniem, trzeba zająć czymś rączki żeby nic nie zmajstrowały. Tu powinnam nadmienić, iż ostatnio dyskutował ze mną nad marnotrawstwem w łazienkach szkolnych. Po co komu ręcznik papierowy, skoro jest papier toaletowy?! Moje argumenty, że jak sama nazwa wskazuje papier jest do 4 liter, a ręcznik do przeszczepów, najwyraźniej były mało przekonywujące. W związku z tym iż wybitnie niereformowalny jest i jak sobie coś ukręci w główce swojej to koniec świata, po wcześniejszym wytarciu rąk, zajął się myndoleniem owego toaletowego.
Po kilku minutach, toaletowy + odrobina wody = świetna paciaja, posiadająca niezwykłe właściwości. Genialnie rozpryskiwała się na umywalce ... kolega niechcący go popchnął ... że ściany pewnie tak łatwo nie schodzi + drabiny nie było w pobliżu.
Przyznam szczerze, że można by to uznać jako twórczość artystyczną, wzbogacenie wnętrza ...
Poza tym wygląda to prawie jak tynk strukturalny ... albo kupa o niezdrowym kolorze.
Skruszoną miną przywitało mnie dziecko. Od razu przyznał się ze to on, bez zwalania na kumpla - to się chwali. Myślałam że smutek związany jest z perspektywą ewentualnego wydania kieszonkowego na farbę. Nic bardziej mylnego. Najgorsze bowiem jest to, że zasmuci, a może nawet rozzłości trochę swoją panią. Jak on jej spojrzy w twarz?!
Po świętach wybieramy się do pani dyrektor, po wymierzenie sprawiedliwości.

Kicia znaleziona w sieci 

piątek, 15 kwietnia 2011

Dziewuszyńska masakra






- Mamo! A czy ty urodzisz jeszcze jedno dziecko? - zapytał Marcin
- Wiesz, nie mam takich planów, ale życie płata nam różne psikusy i niespodzianki ... Któż to wie?!
- A co jeśli urodzisz trzecie dziecko? - tym razem w jego głosie można było wyczuć zdecydowane zaniepokojenie
- Jeśli by się tak zdarzyło, to byście mieli rodzeństwo. Przecież zawsze chcieliście
- Nie, już nie.
- Jak to? Dlaczego nie?
- Bo mógłby się urodzić chłopak i miałbym jeszcze jednego brata.
- To chyba super nie?
- Ta, i kolejny znowu by lubił piłkę nożną - dodał zmartwiony
- No ale przecież mogłaby urodzić się dziewczynka?!
- Mamo! To by była MASAKRA!
- Dlaczego?
- Czy ty możesz sobie to wyobrazić?! W naszym pokoju jeszcze dziewczyna i   pełno "dziewuszyńskich" zabawek?!


P.S.
Jeśli ktoś jeszcze będzie usiłował mi wmówić że dzieci przechodzą wiatrówkę łagodnie, to opluje czym się da.
Marian przeszedł stadium przepoczwarzania się z biedronki w muchomora. Aktualnie wygląda jak człowiek śniegu - cały biały. Krosty ma WSZĘDZIE gdzie się tylko da. Nawet w przełyku.
Wczoraj kupiłam melise. Pijemy ją razem :)

środa, 13 kwietnia 2011

Biedroneczki sa w kropeczki i Marcinek też

Mój młodszy syn znany jest z dziwnych pomysłów. W końcu jak sam twierdzi będzie artystą. W zasadzie to już można zauważyć pierwsze objawy.
1) TYGRYS
Kiedyś na ten przykład, kiedy skończyła mu się kartka. Żeby dokończyć swoje dzieło, musiał wykorzystać inna powierzchnię (nie koniecznie płaską). Cóż mógł znaleźć?! Co było "najbardziej pod ręką"?! Oczywiście własna twarz. Z tak artystycznie namalowanymi wąsami (markerem) paradował ze 3 dni. Tyle bowiem trwał proces zmywania. Dodam że nie używaliśmy Domestosa!
 2) REKIN
Jeszcze do niedawna udawał rekina. Miał 2 rzędy dolnych jedynek i nie mógł się zdecydować, z którymi się rozstać. Po długim namyśle, zaczyna pozbywać się pierwszych mleczaków.
3) BIEDRONKA
W poniedziałek, w ramach urozmaicenia, oraz żebym się nie przepracowała i nie nudziła, postanowił się nakropkować.  Wygląda przeuroczo. 3 razy dziennie domalowuje mu kila nowych, białych kropek. W weekend planujemy nawet "łączyć punkty" na jego pleckach. Może wyjdzie z nich Zając Wielkanocny?!

Mój Biedronek nie pozwolił się sfotografować, gdyż jak twierdzi zdecydowanie nie jest mu do twarzy w białym kolorze. Zatem, tylko zdjęcie "markerowego tygrysa"

czwartek, 7 kwietnia 2011

Kosmici

- A nie mogłaby pani poszukać pracy w szkole?
- W której? Bo w tych w których składałam CV, jakoś się o mnie nie biją.
- A może w Urzędzie?
- A ma pani jakąś ofertę? Chętnie skorzystam.
- Przecież ten kurs nie ma żadnego związku z pani wykształceniem, ani doświadczeniem zawodowym!
- Gdybym miała takie wykształcenie, czy tez doświadczenie, kurs nie byłby mi do niczego potrzebny.
- A nie powinna pani pójść najpierw na staż?
- Może jestem zacofana i niedzisiejsza, ale mnie uczono żeby najpierw zdobyć wykształcenie i zawód. Kolejnym etapem jest praca w zawodzie bądź też staż w celu zdobycia doświadczenia. Czy pani sugeruje że jest odwrotnie?
- Przecież może się pani dogadać z pracodawcą
- Tylko że ja się nie chcę z nikim dogadywać. Ja bym chciała otworzyć własną firmę
- Pani sobie tą firmę z kosmosu wzięła
- Bo ja proszę pani mam bardzo rozwiniętą wyobraźnię
- A skąd weźmie pani klientów?
- Z dupy - pomyślałam. Nie wypowiedziałam, bo moja osoba została zaatakowana przez kosmitów którzy wyssali ze mnie siły, ale wpuścili za to substancję skutecznie rozmiekczajaca mózg.

Tak mniej więcej wyglądała moja rozmowa z panią urzędniczką na temat tego czy moja "kosmiczna" osoba nadaje się na kurs czy też nie.
Zamiast decyzji, jak zwykle kazano mi czekać oraz dowieźć dokumenty które oni w tak zwanym międzyczasie zdążyli zgubić. A może kosmici im zabrali?!
Jedno co wiem na pewno - posiadam duży współczynnik empatii. Przed wczoraj rozmawiałam z siostrzyczką. Pochorowało się maleństwo. I już następnego dnia pociągałam nosem uroczyście. Nawet na aerobik i inne wygibasy nie muszę chodzić, wszak  już wejście do tramwaju powoduje u mnie wysiłek, że pot po plecach ...
Chyba że to kosmici?!
 

Kosmita znaleziony w sieci

niedziela, 3 kwietnia 2011

Jasne oblicze dziurawego

Zaletą, a w zasadzie cechą charakterystyczną naszego wspaniałego kraju jest to, ze można tu spotkać rzeczy czy tez zjawiska dziwne, głupie, niezrozumiałe, nielogiczne ... Znalazło by się jeszcze kilka określeń, ale z okazji niedzieli, nie będę nadwyrężać swoich zwojów mózgowych. Jeszcze by się przegrzały biedactwa. Jest tak piękna pogoda za oknem, że "dym z uszu" mógłby jedynie popsuć krajobraz.
Ale wracając do bzdur.
Taka na ten przykład szambiarka tamująca ruch w godzinach kiedy wszyscy właśnie jadą do pracy. Stoi taka na w centrum miasta, niemalże na środku skrzyżowania ... Prawdopodobnie twórcy, projektanci czy inni, którzy mieli wpływ na usytuowanie "wylotu" nie przypuszczali, że kiedyś tam właśnie będzie "serce miasta", albo działali celowo. Takie utrudnienie wyzwala w kierowcach bowiem naturalną chęć rozwijania języków obcych, przede wszystkim łaciny, czy też okazywania sobie uczuć ... Czasem nawet ktoś uprzejmie przepuści pojazd z zablokowanego pasa.
Polska jest znana również z tego, że tylko u nas trzeźwi kierowcy jeżdżą wężykiem. Takie wiosenne dziury. Nie wyobrażam sobie bez nich dróg. Potem zamieniają się w kolorowe, różnokształtne łaty i już mamy radosną twórczość przepięknie zdobiącą nasze ponure ulice. Taki omijanie przeszkód wyrabia refleks u kierowców, rozwijają szybkie podejmowanie decyzji, podnosi adrenalinę. Nie raz bowiem muszą jechać na "czołówkę" żeby takową leżącą wygodnie ominąć. Dzieci szybciej zasypiają na wybojach, mechanicy i blacharze mają ciągle pełne ręce roboty, jak również "łatacze", którzy jak co roku wiosenną porą nie mogą narzekać na brak zajęć. Same plusy.
Zauważyłam jednak, pewien objaw buntu.
Pewnego pięknego poranka, zamyślona, na wpół przytomna odwożona do pracy przez osobistego Selera, zaniepokoiłam się niezmiernie. Otóż miłe potrząsanie dziurowe, zamieniło się w płynną jazdę. Pierwsze o czym pomyślałam, to "popsuł się wehikuł". Jakże wielkie zdziwienie me było (nie tylko moje, bo Seler również z podziwu wyjść nie mógł) gdy zauważyłam przyczynę. Praktycznie w centrum miasta, na odcinku kilku skrzyżowań, ani jednej dziury. Nawet pół. Choćby pęknięcie czy łata ... nic.
To jest dopiero oznaka bezmyślności. Przecież taki kierowca, nic tylko zasnąć może podczas tak monotonnej jazdy. Blacharze, mechanicy ... aż mnie w gardle ściska jak o nich pomyślę. Ale drogowcy mogą sobie sami podziękować. Pajda z torbami na własne życzenie. Kto im kazał taką idealną drogę kłaść?!

sobota, 2 kwietnia 2011

ZAPOMINALSCY

Kilka dni temu:

- Jasiek nie jedzie z nami. Musi się wrócić po zeszyt do "L" do domu bo zapomniał.
- Och ten Jaś - pomyślałam - dobrze że nie tylko my jesteśmy zakręceni. Świadomość że inni tez zapominają, jest wyjątkowo pocieszająca.
- Właśnie! Zeszyt do "L"! - zawołał Krzyś na tylnym siedzeniu samochodu.
Sebastian w milczeniu zawrócił. Widziałam jak w myślach liczy do dziesięciu.
Pobiegłam na górę w poszukiwaniu tego, co zapomniane leżało na biurku. Ale żeby nie było - naszykowane.
- Już jesteś? - zdziwili się
- Tak, zapomniałam kluczy z domu. Dasz swoje? - zapytałam się zachowując bezpieczną odległość na wypadek gdyby Selerowi jakieś iskry miały się posypać, albo gryźć by zaczął. Niby spokojny i opanowany, ale kto go tam wie. Świadectwa szczepienia nie pokazywał nigdy.

Jak to dobrze że Jaś zapomniał zeszytu do "L" i przypomniał tym samym o zapomnianym zeszycie Krzysia, bo ... wraz z moimi kluczami od mieszkania, zostawiłam w domu klucze od biura i nie miałabym jak dostać się do pracy :)


Słoń  zapominalski znaleziony w sieci