Strony

środa, 24 lipca 2019

NIEZAPOWIEDZIANE WIZYTY PORANNE

Mam jakąś traumę jeśli chodzi o dźwięk domofonu. W sumie to głównie chodzi o listonosza który to nie czekając na odpowiedź po prostu zmyka. Tak więc na ten dźwiek jestem wyczulona bardzo. Generalnie śpię snem sprawiedliwego. Mało co jest w stanie mnie obudzić. Myślę że mogę zaryzykować stwerdzenie iż możnaby mnie wynieść z łóżkiem na zewnątrz i obudzłabym się dopiero gdyby padało. Jednak dźwięk dzwonka do drzwi stawia mnie na równe nogi w 3 sekundy.

Tego poranka wybudziły mnie głosy dobiegające z zewnątrz. Jest środek lata, upały. Nawet w radiu mówili że zapowiada się gorący dzien +16'C. W związku z tym, okna pootwierane mamy cała dobę. Ponieważ przed budynkiem w którym mieszkam, przebiega trasa "z" i "do" pobliskich pubów, takie dźwięki z reguły nie robią na mnie wrażenia. Dopiero po dźwięku domofonu oprzytomniałam i zaskakująco szybko uświadomiłam sobie iż 6:30 w niedzielę to średnia pora na wizyty domowe, a pub jest w odległości 3 minuty piechotą i został zamknięty jakieś 4 godziny wcześniej.
Szybka analiza i uznałam że to pewnie pomyła i osobnik ów chciał sie dostać do sąsiada. Pozostałam niewzruszona. Zdjęłam tylko słuchawkę z widełek co by mi potomstwa nie obudził.
Okazało się iż to jakiś Irlandczyk dyskutował z kierowcą taxówki. Opcje są dwie. Był bardzo pijany albo miał bardzo małe stopy co nie dawało mu stabilnej podstawy, bo miał problem z utrzymaniem pionu.
Chwile to trwało. Taksówkarz odwiózł gonawt do bankomatu, ale czemu go przywiózł ponownie pod mój adres, tego nie rozumiem. Starałam się nie zwracać uwagi na ich orzywione dyskusje aż do momentu kiedy usłyszałam dźwięk jakby gniecionego plastiku. Jakby ktoś deptał po śmietnikach. Moja ciekawość wówczas wygrała. Podniosłam się i spojrzałam w okno. Zobaczyłam tylko łokieć. (Dla tych co nie wiedzą, mieszkam na dość wysokim piętrze). Wystraszyłam się, pobiegłam do Krzyśka, wszak jego pokój był następny. Nic nie zauważyłam. Pognałam do Mariana który niczego sie nie spodziewając błogo spał na lóżku ustawionym pod oknem, Wtedy zobaczyłam już całą rękę owego osobnika w srodku, na wyskokości głowy młodego.
Nie kazdy wie, ale w Irlandii okna otwierają się na zewnątrz. W moich otwiera sie tylko lufcik. W związku z tym wejście z zewnątrz jest utrudnione, ale nie niemożliwe.
Człowiek ten regularnie chciał wejść mi do mieszkania przez okno. Jak lwica nabrałam tchu i wyrecytowałam "what the f* you think you're doing here?".

Czlowiek na parapecie odparł "oł, sorry", po czym odwrócił się i zaklął radośnie. Podejrzewam że wówczas połączył kropki i zorientował się że
a) pomylił adresy
b) wspiął się nieco wyrzej niż myślał i teraz musi zejść na ziemię, wszak nie jest mile widziany gościem.

Marian usiadł na łóżku i kilka sekund zajęło mu ustalenie co się stało. Wyglądał jakby na moje pytanie co tam robi chciał odpowiedzieć że śpi. Okazało się że usiłował ustalić czy nie ma czasem jakiśc imienin, urodzin i w co go wkręcam.

Nasuwają mi się dwa wnioski:
1. Nie nalerzy mnie odwiedzać w niedzielę przed 7 rano. NIe wpuszczę, będę kazała czekać na schodach
2. Moje dzieci już nic nie zaskoczy. Chyba odkryły że ich matka normalna nie jest. A ja tak się starałam zachować pozory.