Strony

poniedziałek, 25 stycznia 2021

ŻYCIE NA KRAWĘDZI

Oficjalnie zakończyłam semestr. 

Mam nadzieję że zakończyłam, bo jeszcze się zdarzyć może, iż mojej wykładowczyni nie przypadnie do gustu moja pisanina. 

Wszyscy trzymają kciuki, bo ja teraz mam w planach malowanie komody, a nie pisanie kolejnych prac. Muszę efektywnie wykorzystać 2 tygodnie wolności, zanim kolejny semetr się rozpocznie.

Komoda dotknięta zębem czasu, wymaga lekkiej reanimacji. Poza tym, taka obdrapana nie pasuje do moich roślinek, które muszą na niej stanąć. Bo nie wszyscy wiedzą, ale ostatnio liczba roślin w moim mieszkaniu znacząco się zmieniła.

Mam na to 2 teorie.

Pierwsza, to skutek uboczny lockdownu. Człowiek nie czuje się jak skończony dziwak gadając do roślin. Lepiej tak, niż do samego siebie.

Druga opcja równie prawdopodobna - niektóre kobiety, dla towarzystwa kupują koty. Nie powiem że taki pomysł nie przebiegł przez me czoło myślą niezmącone, ale wynajmujemy mieszkanie. Już i tak ukrywamy zająca. Z kotem byłby problem. W moim przypadku zamiast kota - dżungla

Mam 2 tygonie na przearanżowanie wnętrza, półek ... ponieważ zielenina opanowała nawet moje biórko i nie mam jak pracować. Dosłownie, życie na krawędzi. A tu z kazdej strony kuszą, dzielą się szczepkami, promocje roślin, coraz to fajniejsze doniczki ...
Już na zakupy staram się chodzić wtedy i tam, gdzie akurat nie ma ciekawej oferty. Pokapowali się i wstawiają rośliny nawet do sklepów spożywczych. Jeszcze nie umiem robić zakupów z zamkniętymi oczami!

Mam mało czasu.
Szkoła zaczyna się za 2 tygodnie, a w czwartek podwójny atak. Lidl i Aldi straszą promocją.

Jak tu życ?!

sobota, 23 stycznia 2021

Peter, czyli esej może poczekać

Jest sporo rzeczy których robić nie lubię. Nie sprawiają mi przyjemności, a powinny - po co tracić czas na rzeczy niemiłe?!- albo po prostu nie i koniec. 
Nigdy nie lubiłam gotować. Żadna nowość. To tylko fakt, o którym wiedzą ci co mieli przyjemność. Poznać, nie spróbować. Bo chociaż do czynności nie pałam entuzjazmem, to ofiar w ludziach jeszcze nie odnotowałam. Albo o nich nie wiem, bo już nie moga nic powiedzieć. Najbardziej na świecie z domowych obowiazków nie lubię: 
- ściągać naczyń z suszarki - nie dorobiliśmy sie zmywarki, chociaż ona chyba nie posiada takiej opcji 
- składać prania 
- zmywać naczyń - ciagle nie mamy zmywarki 
- prasowania - niestety zapodziałam gdzieś żelazko, które ostatnio prasowało okleinę na stoliku. 
Jest wiele innych o których pozwolicie że nie wsponmnę. 
 Ale to juz tak jest, lubisz, czy nie, to trzeba. Odkąd moje dzieci, a szczególnnie młodsze urosło ponad poziom kuchenki - chciałoby się powiedzieć że w kuchni jestem gościem. Nie dokońca byłoby to prawdą, ponieważ mam salon z kuchnią - wiecie - open space (nie wiem jak wstawić wymiotującego emotika)- w którym to salonie mieści się moja sypialnia, pracownia i wszystko inne. Więc o zgrozo - jestem w kuchni w dzień i w nocy. W kazdym razie młody opanował kuchnię. Gotuje tak, że Pascal wymięka. Serio. Jestem na to żywym dowodem! 
Ale miało być o rzeczach których robić nie lubię. 
Po 40 latach stwierdziłam, że nie lubię studiować. Nie to że zupełnie nie lubię się uczyć. Chyba wolę jednak to, co mnie interesuje niż rzeczy które ktoś mi powiedział że muszę. Bo jak niektórzy z was wiedzą, po skończeńiu colegu (jak to się w ogóle pisze?) w zeszłym roku, poszłam jeszcze na studia uzupełniające ... No stara i głupia. No i teraz mam. 
Mam do napisania esej. 3000 słów. Zabieram się jak do jeża. Z kazdej strony. Wszystko tylko nie pisanie. Generalnie jest to przedmiot, który ciągle wprawia mnie w zadumienie. Po 6 miesiącach ciągle nie mogę zrozumieć powiązania z kierunkiem moich studiow. Żeby nie było, przeczytałam lektury obowiązkowe, i nawet kilka artykułów ponad program, a jak. Rozpisałam plan i kilka wewnętrznych myśli - mamy już 856 słów ( w tym bibliografia, cytaty i spis treści) Oprócz tego mam zrobione 3 prania, w tym 2 poskładane, kotlety, szarlotkę i rosół. No dobra, bulion warzywny. Nie znoszę rosołu. 
Czy rosół nie pachnie wam jak siki?! Podobno mają ten sam skłąd chemiczny ;) 
Wyszorowałam łazienką łącznie z sufitem ... W ramach pomocy swojej własnej osobie, właczyłam standardowo muzykę. YT przyszedł z pomocą. I co?! Było pięknie. Dopóki po pół godzinie motywującej muzyki nie wskoczyła następna lista. (Ci co puszczaja piosenki, chyba znają nasze preferencje).

Peter Bence. Nie, nie promuję i nie sponsoruję tu niczego. Ale przy Afryce zawsze miękną mi kolana. Zawsze miałam słabość do pianistów. Dobrze że ten Węgier (daleko) i młody. Gra tak, że zamiast się rozpędzić z pisaniem, zaczęłam robić świeczki z potomkiem mlodszym ... Który oświadczył że obrzydziłam mu Afrykę na Amen 

Uprzejmie uprasza się o nie dzwonienie i nie pisanie do mnie w dniu jutrzejszym, t.j. 23 - 24.01.2021. Będę kończyć esej którego nie dokonczyłam bo poszłam w tany z Peterem.

niedziela, 10 stycznia 2021

ROZGRZEWAJACY WPIS

Zima, zima. Prawie środek zimy. 

Nawet śnieg mieliśmy 2x po 4 godziny. 

Umówmy się, że jak na Irlandię, to limit śniegu wyczerpaliśmy na ten rok.

Jest to jeden z powodów, jak myślę, kiepskiego budownictwa. Domy stoją i mają się nieźle, ale izolacje, szczególnie w sarych budynkach pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma potrzeby opatulać budowli, jeśli zima z temperaturą -5'C jest uznawana za zimę stulecia.
W jednym z takich zabytków mieszkam wraz z potomstwem. Jest ok, choć bywa chłodnawo.

Wczoraj na ten przykłąd, podczas zajęć na uczelni (zdalne), uświadomiłam sobie, iż temperatura 14,9'C jest przyjemna, pod warunkiem iż jest się ciągle w ruchu. Siedzenie w takich warunkach przed komputerem wzmacniało tylko moje cierpienie związane z nudnym wykładem.

Swoją drogą jak to jest, że wiosenne 15'C jest tak przyjemne, że można w krótkim rękawku zwiedzać świat?!

Ale ja nie o tym.
W łazience przestałam sprawdzac temperaturę, po tym jak dnia pewnego po pracy radośnie wskakując pod prysznic odnotowano 10,5'C.

Jak człowiek nie wie, to jakoś tego tak nie odczuwa. 


W dzień miałam jakies 15 stopni w pokoju. Termometr ustawiony jest obok kanapy na której sypiam. Wyobraźcie sobie moje miłe zaskoczenie, kiedy po pół godziniy przebywania w tejże okolicy, temperatura otoczenia wzrosła do 16,4'C!

Jestem gorąca sztuka!

Nawet w średnio wyjściowym ciasteczkowo-potworowym Onesie, które odziedziczyłam w spadku po swoich synach. 

Swoją drogą to świetny wynalazek. Mega ciepły i chyba ratujący moje zmysły w tych tropikach. Jedna uwaga dla przyszłych użytkowników. Na samym początku użytkowania poćwiczcie szybkie robieranie w celu skorzystania z toalety. Może być to zaskakujące doświadczenie jeśli nie ma się wprawy.
Na szczęście mam jeszcze Kaczora Daffy w zapasie.

Ciepłego dnia kochani.

piątek, 8 stycznia 2021

CO PRZYNIESIE 2021, CZYLI JAK STOMATOLOG O PACJĘCIE ZAPOMNIAŁ

2020 był dziwnym rokiem dla wielu, jesli nie dla większości.
Był też dla mnie totalnie milczącym rokiem na blogu.
Od kilku tygodni walczę ze sobą czy nie zacząć znowu pisać ... 
Nie mam postanowień noworcznych, bo i po co?! I tak nic z nich nie wynika. Zastanawiałam sie jednak nad powrotem w blogowe przestrzenie. 

Ostatnio znajoma, z którą nie widziałam sie od kilku tygodni zapytała się mnie co u mnie słychać? Ja na to, a ile ma czasu?

Tak, dzieje się. 2021 ledwo się zaczął, a ciągle sie coś wydarza. Coś, co przytrafić może się tylko mi.

Tak więc z lekką dozą niesmiałości wracam. Mam nadziję, że tym razem na dłużej.

Bo jak nie wpomnieć o dentyście, który o mnie zapomniał?

Słyszałam wiele o służbie zdrowia w Polsce i w Irlandii. Szpitalne SORy to poczekalnie dla odważnych, którzy mają na zbyciu kilka godzin. Zdarzyło mi się kiedyś czekać na wizytę do lekarza rodzinnego, chociaż na szczęście tego nie odwiedzam zbyt często. 

Dzisiaj miałam przyjemność odwiedzić lokalnego stomatologa. Zazwyczaj moja dentystka z Polski jest pierwszą osobą która wie że kupiłam bilet na podniebny autobus. W tym roku się nie udało. Pewnie dlatego że w 2019 przekroczyłam limit. Innego powodu nie widzę. 

Rano przywitał mnie śnieg. Tak, w Irlandii tez czasem pada. Krótko terminowy, bo po 4 godzinach nawet kałuży po nim nie zostało, ale co sprytniejsi nawet bałwana zdążyli ulepić. Radosnie poczłapałam do gabinetu. Standardowy ubaw po tym jak zostałam zapytana o swoje imie i nazwisko. Chyba nigdy nie przestanie mnie to bawić. Dla tych niezorientowanych, Małgorzata, to dość trudne imię do wypowiedzenia przez Irlandczyków, o podwójnym nazwisku z ogromną ilością "sz" i cz" nie wspominając. Drugi człon nazwiska w spadku po ulubionym byłym mężu, którgo to nazwiska zapomniałam zmienić jak był na to czas. Wszyscy po próbie wypowiedzenia i ćwiczeniach buzi i języka zostają przy Gosia pisane przez "h" czyli Gosha- to chyba już kiedyś grali w jakimś filmie.

Tak więc zasiadłam w ciepłej, przytulnej poczekalni. Po godzinie zorientowałam się że już przynajmniej 2 osoby, których wizyty były na późniejszą godzinę, zostały przyjęte. Nie przeszkadzało mi to zbytnio, jako że gaduła jestem a towarzystwo trafiło się równie rozmowne. 
Przy nadarzającej sie okazji w postaci przemykajacej obok recepcjonistki, zapytałam się czy o mnie nie zapomnieli ...
Już dawno nikt mnie tak nie przepraszał!

Na jej obronę tylko wspomnę że kobiecina jest na ostatnim zakresie ciąży i baby-brain mógł ją dopaść.

Zostałam przyjęta. Nikt się nade mną nie znęcał. Zęby okazały się zdrowe.

Teraz tylko mnie zastanawia jak to jest możliwe? Jestem osobą, którą ciężko przeoczyć. Czyli że duża i nijaka?  

Jak tylko sezon czapkowy sie skończy, rozważę opcję przefarbowania włosów na jakiś wyjątkowy kolor. Może zielony?

Ewentualnie jak otworzą sklepy obuwnicze, to zaopatrzę sie w odblaskowe ciżemki. Co by już nikt o mnie nie zapomniał.


Tym czasem ściskam was mocno i z niecerpliwością czekam co ten dziwny rok przyniesie.