Strony

piątek, 30 kwietnia 2010

Przypadkowe kliknięcia

Bo to tak właśnie jest. Śpioch jak się nie wyśpi, to dupa zbita. Myślenie załącza się ze znacznym opóźnieniem, albo, co gorsza nie załącza się wcale.
-Gosiu, kliknij "to", potem "tamto", następnie "tu" wpisz "to", zatwierdź i gotowe!- instruowała mnie koleżanka, po drugiej stronie komputera.
Przez moment, rozumiałam ją właśnie tak : to", "tu" - ale w sensie że co? Jeśli wolno zapytać. No nie kumam o co chodzi. Po X próbie, kubku kawy, papierosie .... UDAŁO SIĘ. Ale jak?!
- Gosiu, to jeszcze raz. Wejdź "tu", kliknij "to", potem "tamto", następnie wpisz "to" "tam" gdzie jest tłustym drukiem i zatwierdź.
- Ale ja tak właśnie robię - opisałam prawie przez łzy -  ale pokazuje mi się komunikat ...  Ja tam zmieniam i nic ... O, coś kliknęłam i jest!!!!
- Uffffff - zobaczyłam na monitorze komputera - Niech żyją przypadkowe kliknięcia!

Niech żyją!

To wcale nie dlatego, że coraz częściej zachowuję się jak mentalna blondi. Po prostu nie wyspałam się.
Z okazji zbliżającego się wspaniałego, długiego majowego weekendu, pakujemy gacie i żarełko i jedziemy miło spędzić czas ze znajomymi, nad jeziorem, na działce ....
Wyjeżdżamy dzisiaj, wieczorkiem, więc przygotowania należało zacząć z odpowiednim wyprzedzeniem. Niby wcześniej, ale jak zwykle na ostatnia chwilę. Przypomniało mi się wczoraj, że przecież jutro (w sensie że dzisiaj) to już nie będzie czasu. Tylko pyszczki opłukać po pracy, złapać bagaże i .... LULA NADJEŻDŻAMY!
Więc wczoraj wieczorem siedząc i upajając się ciszą i spokojem,  stwierdziłam błyskotliwie, że w sumie to nic nie gotowe.
Zrobiłam listę, wstępnie naszykowałam ciuchy i udałam się do kuchni.
Miałam tylko usmażyć kotlekici. Stojąc tak przy patelni, słuchając skwierczenia, poczułam się senna. Postanowiłam produktywnie spędzić ten czas oczekiwania. Efektem były - kotleciki (nie wiem gdzie je spakuje, bo wyszła ich caaała fura), sałatka z kurczakiem, upieczony chlebek i pizza na śniadanie w piekarniku. No i godzina 3 nad ranem. Potem jeszcze tylko powiesiłam pranie, zmieniałam pościel ....
Dzisiaj rano, nie pamiętam jak wstałam i jak dostałam się do pracy. Wiem tylko ze odprowadzając młodego do szkoły, musieliśmy się wrócić, bo zapomniałam że miał iść na galowo (on w sumie też).
Po 1250 ml kawy, zaczynam łapać "kontakt z bazą"

To będzie FFFFSPANIAŁY weekend, Dłuuuugi weekend



Poduszka znaleziona w sieci

wtorek, 27 kwietnia 2010

Bzzzzz

Nastraszyła mnie.
Przez tą jędze, nie omal dostałam zawału serca. Ale od początku.

Jakie to wspaniałe uczucie, po miłym wieczorze, czuć jak powoli się "odpływa" w krainę snów i cudowności.
Dla takiego śpiocha jak ja, to chyba jeden z najpiękniejszych momentów dnia-nocy. Wiesz, że jeszcze na jawie, ale już jedna nogą we śnie ... Pościel cieplutka i pachnąca, przytula cię szczelnie. Tylko z uchylonego okna, delikatny powiew świeżego powietrza głaszcze na dobranoc po policzku.
Za ścianą słychać cichutkie i miarowe oddechy. Małe urwisy zamieniły się na kilka godzin w anioły. Pochowały ogonki pod kołderką, różki starannie ułożyły na poduszeczkach. Rozkosznie śpią i śnią pięknie.
Miarowe oddechy, tykanie zegara ... bzyczenie...
Zaraz, jakie bzyczenie? Już śpię, czy jeszcze słyszę jakiegoś natręta? - pomyślałam pospiesznie, usiłując wrócić do krainy rzeczywistości.
Usiadłam na łóżku, nasłuchując wszystkich szmerów, oddechów, ziewnięć. Lokalizując każdy dźwięk, każde ... bzyczenie!
No bzyczy! Ale co i gdzie?  Przerażona, zabrałam szybko kołdrę i poduszę. Wytrzepałam dokładnie, upewniając się że nie ma tam nieproszonego gościa. Wyniosłam do pokoju dzieci - będę spała z nimi, na podłodze - pomyślałam. Tutaj przynajmniej nic mi nie grozi. Tutaj czuję się bezpieczna :)
Wracając do zagrożonego pomieszczenia, złapałam w locie spray do czyszczenia szyb. Kiedyś, doskonale sprawdzał się w takich sytuacjach cif do łazienek w spray-u. Oczywiście, jak jest potrzebny, to akurat go nie ma. Ale daję słowo, zabija wszystkie ćmy, pająki, muchy ... Trochę tylko tapeta się później odkleja.
Zapaliłam delikatne światło, żeby nie rozzłościć przeciwnika. Powoli zajrzałam za każdą fałdkę firanki, pod roletę. Powoli odsunęłam kanapę, którą w międzyczasie złożyłam, żeby mieć większe pole na walkę. Każde "za szafką" ... i nic. Dźwięk co chwila wydostawał się z nie wiadomo skąd. Słyszałam wyraźnie trzepot skrzydeł. Oczyma wyobraźni widziałam ćmę giganta, albo chrząszcza.
NIE CIERPIĘ wszystkiego co jest mniejsze ode mnie, ma więcej nóg niż ja, nie daj Boże skrzydła i porusza się po innych płaszczyznach. Od razu sierść mi się jeży wszędzie - nawet tam, gdzie pozornie jej nie ma. Łzy napływają same do oczu i uruchamia się odruch - "wiej i krzycz".
Normalnie to zwiałabym z piskiem, ale w obronie swoich młodych, każda matka jest zdolna do poświęceń.
Po kilkunastu minutowym polowaniu UDAŁO SIĘ.
Dzisiaj rano, po przebudzeniu, upewniłam się, że ZWŁOK nadal tam leży. Oczywiście ja tego nie sprzątnę - bo się boję. Teraz poczeka na kogoś litościwego, kto w geście pożegnania, rzuci ciało w otchłań sedesu. Chyba że Marian będzie pierwszy - fan robactwa wszelakiego - i przeprowadzi sekcję zwłok.
Owad ów, to mała ok 1 cm mucha, która obijała się o gitarę.
No nie nauczyła się grać, nie zdążyła. Czuję się winna.



P.S.
Godzina późno-popołudniowa.
Pragnę poinformować iż mój dzielny syn - Marian, fan robali, spostrzegł ZWŁOKI.
- Krzysiu! znalazłem zdechłą muchę! - wykrzyczał z radości
Po dokładnych oględzinach, powąchaniu, policzeniu nóg i sprawdzeniu sprężystości skrzydeł, owad został spuszczony w toalecie. To był pogrzeb jak na marynarza przystało.
- Mamo, nie bój się robaczków. Masz parzcież mnie!
Jakie to szczęście że ich mam.
I jak to było w pewnej reklamie: "I już się nie boję"



Mucha znaleziona w sieci

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Poczekam

- Marian! Dlaczego ty jesteś taki niegrzeczny? Dlaczego się nie słuchasz, synku?
- Mamo! Ja jestem jeszcze małym chłopczykiem.
- Nie takim znowu malutkim.
- Ja mam dopiero 5 lat! Jak będę miał 7 lat to już będę umiał "być grzecznym". Teraz się jeszcze uczę.


To ja usiądę i poczekam grzecznie :)



Obrazek znaleziony w sieci

środa, 21 kwietnia 2010

paragrafy

- Co pani taka zmyślona?
- Że co? -  zdziwiłam się spoglądając znad klawiatury swojego komputera - Przepraszam, nie zauważyłam jak pan wszedł
- No właśnie widzę! - dodał uradowany klient, co to najwyraźniej zabłądził, albo drzwi pomylił - zakochana, czy coś?
- Czy coś raczej, chociaż pierwszego się nie wypieram - dodałam siląc się na uśmiech i powoli logując się z powrotem do rzeczywistości.
- Coś ta wiosna pani nie służy, pani Gosiu.
W sensie że nie zabłądził, bo zna moje imię. A właściwie to dlaczego nie służy? Czyżbym tak "uroczo" wyglądała?!
- co to za "czy coś" panią tak wybiło z rytmu?
- A, takie tam. Przeglądam oferty pracy - odpowiedziałam ciekawskiemu - w czym mogę panu pomóc?
- No tak, ambicje rosną! Dobrze, trzeba się rozwijać. - stwierdził zamyślając się na chwilę -Przyniosłem pani potwierdzenie, ze uregulowałem fakturę, no i zakupy zrobić chciałem ...

Niech mnie chudy byk.
Wziął i zapłacił ! Sam, bez bicia i tortur cielesnych!
Świat schodzi na psy.
Niech no teraz wszyscy zaczną terminowo płacić ... Do kogo ja będę dzwonić co by zestresować troszkę? Komu będę fundowała psychiczne tortury swoim słodkim głosikiem?
Na szczęście pozostało już tylko 1,5 miesiąca.
Jak zwykle będę dzielna i dam radę.

Odnośnie "sądnego dnia", który miał się odbyć w poniedziałek.
Zaplanowanego dnia, nie odbył się. W związku z fruwającym pyłem wulkanicznym, mój ulubiony szef nie mógł przylecieć do Polski z rodzinnych Włoch. Podejrzewam to jakieś działania planowane, coś w stylu "poczekaj, postresuj się trochę" czyli jednym słowem znęcanie psychiczne. Okazało się, że udał się w podróż droga lądową - nie zazdroszczę.
- Przyjedzie we wtorek z dokumentami - powiedziała koleżanka z biura w Poznaniu
wtorek:
- Nie przyjedzie do ciebie w cale, bo nie ma czasu. Jutro wyjeżdża na wakacje - poinformował uprzejmie kolega, co to również zaczyna hodować zieloną trawkę w ogródku przed domem, żeby 1go czerwca, uroczyście i oficjalnie rozpocząć sezon "niepracowania"

Kilka godzin później, pan "C" - czyt. szef - zaszczycił mnie swoją obecnością.
Przywitał się grzecznie, potłumaczył coś na migi, wręczył wypowiedzenie, dał na czekoladę dla dzieci ... i tyle go widziałam.
Podsumowując:
Wypowiedzenie doręczone do rąk własnym mojej skromnej osobie.
"Góra" i księgowość sprawdzają moją zdolność rozumienia tekstu, czyli odrabiają lekcję pt "kodeks pracy", zastanawiając się dlaczego należy mi się odprawa.
A ja wiem - hahah

Ja tymczasem zaczęłam akcje odzyskiwania świadectw pracy, a raczej wyrabianie duplikatów.
Któż jak nie ja, trzymając wspomniane tydzień temu w rączkach swych magicznych mógł je "wyparować"?!

Ehh - Byle do czerwca

wtorek, 20 kwietnia 2010

DESPERACJA I MAMONA

-  No bo ja to się zacząłem z NIĄ spotykać. I w sumie, to się chyba pobierzemy.
-  Ale jak to? Pobierzecie, już?
-  No tak, na co mam czekać?! Lata swoje mam (35), ONA zawsze mi się podobała. Chcę mieć kogoś, żeby się przytulić ...
- A gdzie będziecie mieszkać?
- U niej. Z jej rodzicami. Wiesz, maja taki duży dom ...Nie chcę być sam! A wy? Czemu razem nie mieszkacie? Czemu się nie pobierzecie?
- Nam się nigdzie nie spieszy. Wolimy powoli, delektować się zakochaniem ... Jak już będziemy pewni, to pomyślimy.
 


Rok później.
Niedziela, 8 rano
MY nadal zakochani, mieszkamy oddzielnie.
ONI ...

- Moja żona jest upośledzona! Chciałem jej zrobić malinkę, to poleciała do ojca że ją biję. Od 3 tygodni się nie odzywamy.  Pracowałem jako kierowca, to nie chciała żebym jeździł, bo w domu byłem tylko w weekend. Dopiero znalazłem pracę, a ona płacze do mamy, że jej pieniędzy nie daję. Nie mogę mieć GG, Skypa, konta na NK. Komórkę mam dopiero od niedawna, ale ciągle mnie sprawdza. Wracam zmęczony z pracy, a ona zapomniała obiadu ugotować bo się w necie zasiedziała. Z wami się nie mogę kontaktować, bo was nie lubi (w sensie mnie), z innymi też, bo coś jej nie pasuje. Od roku przed snem oglądam bajki, żeby nie miała koszmarów. Od kilku miesięcy nie sypiam z nią, bo się jej brzydzę! Ona chce mieć dziecko, ale ja z nią nie chcę ... Zanim pierdnie, to idzie do wróżki. Dała cygance wszystkie pieniądze, potem płakała że zgubiła. Nigdy w życiu nie pracowała. Jak w złości powiedziałem "K...a mać", to poleciała z rykiem na dół do rodziców, ze od pań z licznikiem ja wyzywam. Nawet jej rodzice maja jej dosyć. Jadę tylko po swoje rzeczy, wyprowadzam się! Choćby nie wiem jak mnie przekonywali, to nie wrócę tam!


Niedziela, godzina ok 19tej

- Przyjechali teściowie
- Jaki wynik rozmowy?
- No wracam na razie.
- Czym cię przekonali?
- Wiesz, teściowi ciśnienie skoczyło, bo się wystraszył że to koniec. Wzięli mnie na litość.
- a co z NIĄ? tez przyjechała
- No tak, jest tu
- Co ONA na to?
- Obiecała że nie będzie już się awanturowała i ze wszystkim do rodziców leciała. Będzie bardziej samodzielna.
- Jesteś największą CIPĄ jaką znam. Szkoda mi ciebie, wiesz?
- Wiem co robię. Mam swój rozum. Nikt mi na mózg nie nasrał ...Poza tym powiedziałem im, że to ostatni raz ...

Rodzice obiecali kupic IM oddzielną lodówkę.
Jak widać, kupili córce swojej też męża - niańkę
Tak właśnie działa desperacja w połączeniu z kasą (bogatych rodziców dziewczynka ma), braniem na litość ...

Nie wiem tylko kto w tym całym "związku" jest głupszy.
Ona - jest głupią księżniczką.
On, bo zaślepia go kasa i nie wiem co jeszcze. Bo nie ma własnego zdania....
JEJ rodzice - bo wychowali dziecko nieprzystosowane do życia i teraz mają problem, bo Niańce przestają odpowiadać warunki.




Musiałam.
Od niedzieli nie mogę o niczym myśleć.
Mam przed oczami JEGO twarz. W ostatniej chwili pozmienialiśmy plany, żeby z NIM być, żeby mógł się wygadać, żeby nikt go nie oceniał. Po to nas ma.
Poczułam się, jakby mi splunął w twarz.



Obrazek znaleziony w sieci

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Sądny dzień

Dzisiaj jest sądny dzień.
Właśnie czekam na wizytę (chyba ostatnią) swojego "ulubionego" szefa.
To co nieoficjalne do tej pory, dzisiaj stanie się faktem.
Dzisiaj okaże się do kiedy pracuję i czy panu C. udało się tak zamieszać, żeby nie zapłacić mi odprawy i oszczędzić w ten sposób na wakacje w Kenii, na które wybiera się za tydzień.
Czekam z przestudiowanym kodeksem pracy i numerem telefonu do inspektoratu pracy.
Mam jeszcze swój urok osobisty :)

Korzystając z okazji
Chętnych do zatrudnienia mnie, uprzejmie prosze o kierowanie swoich ofert wraz ze zdjęciem na prywatną skrzynkę mailową.
Obiecuję rozważyć każda propozycję, jednak odpowiem tylko wybranym.

Miłego dnia wszystkim życzę :)



Złego kota znalazłam tu

piątek, 9 kwietnia 2010

BLONDI

Urodziłam się blondynką. tej wersji się trzymam w sytuacjach dla mnie wygodnych.
Dlaczego włosy mi pociemniały? Oczywiście od mojej inteligencji. Wszak zdolna, mądra i skromna jestem niesłychanie.
Czasem tylko urodzeniowy kolor daje znać o sobie.
- W czym mogę Pani pomóc?
- Proszę Pana. Mam problem natury technicznej.
Mój wspaniały internet mruczy i śmiga jak przeciąg w komputerze podłaczonem za pomocą pięknego żółtego kabelka. Ale ja mam router z WI-Fi i chciałabym bardzo, żeby mój laptop też go zobaczył. Ba, widzi go nawet, ale hasło "nie wchodzi". Czy może mi pan pomóc?
- a jaki router pani ma?
- No, czarny z antenką
W tym momencie, usłyszałam w słuchawce tłumiony wybuch śmiechu
- No tak ...- stwierdził uprzejmie pan po 2giej stronie
Po krótkich, ale jakże obrazowych i rzeczowych wskazówkach, udało się!
Internet działa, rozbawiłam pana - jestem z siebie dumna
Z "Czarnego z antenką" Seler śmiał się pół wieczora.
Może jednak się przefarbuję ...?




Moja przyszła fryzura znaleziona w sieci

czwartek, 8 kwietnia 2010

internet - szkoła cierpliwości

Mam internet, szybki jak przeciąg!
A było to tak :)
 Jakiś czas temu (ponad 2 lata), kiedy to domem swym nazywałam zielone wyspy, podczas urlopu, podpisałam umowę z pewnym operatorem X na internet przenośny.
Wady i zalety:
- Zasięg średni,
- prędkość - nie potargało mi włosów,
- często tracił kontakt z bazą
+ Kwota niezbyt wygórowana
+ dla mamy w zupełności wystarczające
+ korzystałam z niego tylko w czasie urlopu

Plusów i minusów tyleż samo.
Pewnego pięknego dnia, powróciłam z potomstwem swym na ojczyzny łono. Powoli, dostęp ten do "okna" przestał mi wystarczać.
Zamówiłam internet od nowego dostawcy Y, który dostarczał mi również sygnału telefonicznego. Chciałam żeby mnie ktoś odwiedził - błądzili przez tydzień. Zamówiłam w końcu telefonicznie "internet przeciąg", bez telefonu. Po kilku dniach dostałam modem ... i dupa. Zadzwoniła pani że anulowane, bo się pomyliła. No cóż - błądzić rzeczą ludzką. Miło że się przyznała.
Odesłałam modem, wysłałam rezygnacje, odcięli mi telefon i zaczęli przysyłać faktury i wezwania do zapłaty.
To było w październiku i do tej pory czegoś tam chcą. Tylko że teraz to ja udaje że nie widzę korespondencji od nich.
W każdym razie, cały czas byłam związana z siecią X, bo jak się okazało, czegoś tam brakowało na wypowiedzeniu które do nich wysłałam, więc go nie zrealizowali.
Przez cały czas, przeglądałam różne oferty"okna na świat". Raz nawet umówiłam się z przedstawicielem w celu podpisania umowy, ale chyba biedak zabłądził.
Któregoś pięknego grudniowego wieczoru, zapukał do mnie pan z firmy Z i pyta czy przypadkiem nie jestem zainteresowana.
Ależ offfszem ze tak.
Porozmawialiśmy, podpisaliśmy umowę i kazano mi grzecznie czekać max 35 dni roboczych.
Czekałam ze 40 i nic. Zadzwoniłam, przypomniałam się. Czekałam dalej grzecznie. Po kilku tygodniach, źle wpływający na mój system nerwowy przenośny internet, raczył mi przypomnieć o tym ze czekam na lepsze. Zadzwoniłam.  Zostałam poinformowana że owszem, mogę zrezygnować z powodu niedotrzymania terminu, ale jest już wyznaczona data "uwolnienia" go, 5 marca. Postanowiłam znowu poczekać grzecznie. 8 marca, kiedy to "okno" nie chciało się otworzyć, zadzwoniłam po raz kolejny. Dowiedziałam się w dziale technicznym, że właściciel "puszek na centrali" nie ma dla mnie miejsca. Jednym słowem brak możliwości technicznych. Jest już przygotowane pismo wypowiedzenia, które w ciągu kilku dni zostanie do mnie wysłane wraz z instrukcją co zrobić z modemem.
O wszystkim, przypomniałam sobie, a raczej przypomniał mi pracownik firmy Z, który to był uprzejmy przyjść zapytać się czy wszystko działa i czy mam jakieś zastrzeżenia.
Zastrzeżeń niby nie, bo w końcu do czego?! Zadzwoniłam po raz N-ty i dowiedziałam się CUD
Były problemy, Dział techniczny walczył z właścicielem "magicznej skrzynki na centrali" jak lwica. Wywalczyli dla mnie miejsce. Czyżby dlatego, że udało mi się zrzucić kilka kg balastu i mniej miejsca zajmuję?!
Dnia 7.04.2010 w godzinach wieczornych, internet w kablu zamruczał.
Moja cierpliwość została nagrodzona.
Teraz muszę znowu naskrobać rezygnację dla firmy X ... albo może poczekam, bo przytyje i znowu miejsce mi zabiorą.

P.S.



Przy okazji
Sto lat, sto lat dla mamy mej z okazji jej dzisiejszych urodzin oraz mamy Selerowej, z okazji jutrzejszego święta.
Kabel znaleziony w sieci 
Bukiet znaleziony tu

wtorek, 6 kwietnia 2010

GADUŁA

Ile można gadać.
Gadać bez sensu, dla samego wydobywania słów.
Okazuje się że można, długo, bez zmęczenia . Taką zdolność posiadły moje dzieci, ze szczególnym akcentem na "Krzyś". Zastanawiam się czasem czy nie drętwieje mu język i czy w ogóle jego mózg koduje tą lawinę dźwięków wydobywających się z ust jego.
- Nie chcesz żebym gadał, to nie. Nie będę nic mówił. Jak chcesz, to nie będę mówił do samego wieczora. W ogóle nie będę mówił. Myślisz że nie wytrzymam?! Dla mnie to bułka z masłem. Będę milczał jak grób i żadnego słowa nie wypowiem. Tylko nie miej pretensji że się do ciebie nie odzywam. ... I tak aż do zaśnięcia.

Piękny wieczór, kolacja, wszyscy przy stole. Z Krzysia ust nie przestają wylewać się słowa.
- Synu! Zamilcz chociaż przy jedzeniu.
- Dlaczego? Mam nic nie mówić?
- Masz milczeć
- A wujek może?
-Wujek ma oficjalne pozwolenie na mówienie
-A ja co mam
-Ty masz oficjalny zakaz mówienia przy kolacji!
- Co to znaczy oficjalny?

No i kurza dupa od nowa wszystko. Ja się potem dziwie że mam wrzody, niestrawność.
Swoją drogą zna się na budowie ptasich kości i pierścieniach Saturna, a nie zna słowa OFICJALNY.


Zdjęcie znalezione w sieci

sobota, 3 kwietnia 2010



Staropolskim obyczajem 
dużo szynki życzę z jajem, 
niech zające i barany pospełniają Wasze plany, 
niech to będzie czas uroczy - Życzę miłej Wielkanocy. 


Kochani stali zaglądacze i ci co zabłądzą tu przypadkiem
Życzę Wam  zdrowych, radosnych, pełnych miłości Świąt,
Lekkostrawnego jajka i nieprzyzwoicie mokrego dyngusa.
Do zobaczenia po Świętach