Strony

sobota, 22 września 2012

UWIEDZIONA

Zaczęło się niewinnie.
Na początku zaprzyjaźniły się z chłopcami. Pierwszego upatrzyły sobie Marcina. Po tygodniu zajęły się Krzysiem.
Myślałam już że to koniec.
Myślałam, że rozstaniemy się na dobre.
Tym czasem, pojawił się On.
Przyczaił się delikatnie. Posmyrał po nosie, zaśmiał się uroczo. Owinął się dookoła mojej szyi, żeby w końcu rozpalić mnie do czerwoności. Zlana potem zaniemówiłam z wrażenia.To on zafundował mi zapalenie krtani.

W ciągu najbliższych kilku dni, uprzejmie proszę o kontakt z moją skromną osobą wyłącznie drogą smsową, mailową i każdą inną, która nie będzie wymagała wykorzystania głosu.
Na razie szczekam, ale uprzedzam, w końcu mogę zacząć gryźć.
Za obrażenia na ciele i ubytki słuchu spowodowanie kontaktem ze mną, nie ponoszę odpowiedzialności.

piątek, 21 września 2012

...

...
- Wiesz, ja to się cieszę że jestem chłopakiem. Dobrze że nie urodziłem się dziewczyną.
- Ale dlaczego?
- Bo dziewczyny mają gorzej.
- Z czym na przykład?
- No bo dziewczyna to musi urodzić dziecko, a to boli. Musi potem je wychować ...
- No ale mężczyzna jak ma dziecko, to też je wychowuje.
- Wcale nie! Bo Chłopakowi jak się już znudzi, to sobie idzie i szuka innej dziewczyny!

Serce mi pęka ....

środa, 12 września 2012

MOJE MARZENIA ZAPISANE SĄ NUTAMI

Obiecałam sobie że chwalić się nie będę, żeby nie zapeszyć i w ogóle. Co chwila ktoś się mnie jednak dopytuje o szkoły do których poszłam.
Ale jak tu się nie chwalić, skoro z radości aż chce mi się skakać.
Jeden kierunek, jest ... hmmm ... dziwny?!
EKSPLOATACJA PORTÓW I TERMINALI
I chociaż sporo osób pukało się w głowę, ja się zapisałam. Czekaja mnie jeszcze badania wstępne, bo może okazać się na ten przykład że jestem za ślepa albo coś i nie mogę. Oczyma wyobraźni widzę jednak siebie, na lotnisku ....
Pierwsze zajęcia dopiero przede mną.

A szkoła druga, najcudniejsza i najbardziej wymarzona możliwych
WERBLEEEEEEEEEEEE, FANFARYYYYYY, OKLASKIIIIIIIIIII
Szkoła muzyczna :)
Zostałam przesłuchana i okazało się że daję radę, że się nadaję ...
Były już pierwsze zajęcia - i podobno będą ze mnie ludzie.

Były już pierwsze warsztaty - i jestem coraz bardziej zakochana w tej szkole, muzyce i w ogóle. Nawet deszcz mi nie przeszkadza.

To będą najcudniejsze dwa lata jakie można sobie wyobrazić :)
I od razu świat jest piękniejszy!





Obraz znaleziony w sieci

poniedziałek, 10 września 2012

SZKLARZ

Nad zaletami swymi, mogłabym rozpisywać się nie dzień, lecz dwa nawet. Wszak jestem bystra, mądra, urocza, zdolna .... oraz skromna nad wyraz.
Jednostką upartą i zawziętą jestem również. Większość moich znajomych mogłaby to potwierdzić.

Zrobiłam sobie szafę. W zasadzie to zrobili ją znajomi, mojego znajomego. Szło im długo, ale się udało. Ponieważ pomysłów miałam milion i jeszcze więcej w trakcie realizacji "zamówienia", nie mieli łatwego zadania. Z efektu jednak zadowolona jestem bardzo. W wersji (jak myślałam) ostatecznej, miało być lustro.
Umówiłam się ze szklarzem na pomiar.
- W poniedziałek koło godziny 10, ktoś do pani przyjedzie.
W tenże poniedziałek, w okolicy godziny 13 udałam się do zakładu szklarskiego, żeby grzecznie acz stanowczo zgłosić swoje niezadowolenie z tytułu olania mnie. Na drzwiach zobaczyłam kartkę :
"W dniu tym i tamtym (poniedziałek) zakład czynny od godziny 14:00"
W duchu wyrwało mi się kilka słów potocznie zwanych wulgarnymi.
Po 14:00 wykonałam telefon
- A mieliśmy do Pani przyjechać??!!
- Z tego co wiem - tak. Chyba że ja coś pokręciłam.
- Oj tak, przepraszam. Bo widzi pani, w kalendarzu zapisała panią szefowa. Tylko że nic nam nie powiedziała i jest na urlopie. Czy możemy umówić się na inny dzień?

Ponieważ sama wiem jak czasem komunikacja międzyludzka zawodzi, zgodziłam się grzecznie. Za tydzień czekałam o umówionej godzinie.
Po kolejnych 2, kiedy to nie doczekałam się kolejny raz, postanowiłam znowu zadzwonić

- A miał ktoś do pani przyjść?! - w słuchawce zabrzmiał głos zdziwionej pani. - To pracownicy panią zapisali jak byłam na urlopie i nic mi nie powiedzieli, wiec wysłałam ich do Warszawy ...

Kolejny termin został ustalony.
Przyszli za 4 razem.
Wymierzono moje drzwi w tą i w tamtą i z powrotem.
- Jeszcze dzisiaj zadzwoni do pani szefowa i poda dokładny koszt z montażem.

Na razie minęły 2 tygodnie. Oczywiście nikt nie zadzwonił.
Jak tylko będę w okolicy, zamierzam odwiedzić ów zakład i podziękować im pięknie za olanie sikiem prostym klienta. Może z nie największym zamówieniem, ale zawsze klienta, który mógłby później polecać usługi tu i tam. Uzyskali skutek odwrotny. Każdego komu do głowy wpadnie skorzystanie z ich usług, będę uprzedzać o sposobie ich pracy.

A co z moją szafą?!
Długo zastanawiać się nie musiałam, wszak pomysły szczególnie związane z wnętrzem mojego mieszkania to moja specjalność. Postanowiłam obić owe skrzydło materiałem. Problem zaczął się przy wyborze owego. Nic mi się nie podobało. Płótna były w nie takim odcieniu, bawełenki z nieciekawym wzorem. Aż razu pewnego zobaczyłam "LITERKI".
Zapałałam uczuciem do nich wielkim.
Oczywiście nabyłam drogą kupna odpowiedni kawałek, wyliczony tak, aby wystarczył również na osłonięcie kaloryfera i "obrusik" na stoliczek.
Wyobrażałam sobie że zamontowanie owego kawałka materiału przecudnej urody będzie jak przysłowiowa bułka z masłem. I o ile samo obicie płyty nie przysporzyło mi większych problemów, to z zamontowaniem okuć był problem. Okazało się że do tego nie wystarczą moje rączki. Poległo na tym 2 facetów. Dopiero 3, sposobem dał radę.
Teraz jestem już dumna i blada, oraz z radością chwalę się wam.
Nie sadziłam ze wyjdzie to aż tak fajnie.
Cóż, jednak ma się pomysły :)



czwartek, 6 września 2012

JUŻ JA COŚ WYMYŚLĘ

Pierwszy tydzień szkoły jeszcze dobrze się nie skończył, a w zasadzie dopiero co się rozpoczął, a my już mamy zaliczone pierwsze katary, temperatury, bóle głowy i czerwone gardła.
Znaczy, że jest dobrze.
Ostatnio, moja koleżanka stwierdziła, że już nic związanego z moją osobą nie jest w stanie jej zdziwić. Szkoda, bo ja czasem lubię zaskakiwać. Cóż, jestem przewidywalna. Zawsze jest duże prawdopodobieństwo ze zrobię coś, o czym normalny człowiek by nie pomyślał.
Zdążyłam już na ten przykład pomylić godziny rozpoczęcia roku szkolnego. Dobrze że dzień był ten sam.:)
W ciągu ostatnich tygodni, takich wpadek było co najmniej kilka, ale już przestałam zwracać na nie uwagę.
Kiedyś dawno temu, a w zasadzie jakiś rok ?! miałam "akcję karnetową". Jak tylko za obiad potomstwa swego w szkole zapłaciłam, to za chwilę taki karnet (zazwyczaj starszego potomka) ulegał biodegradacji. Czasem pozostawiał po sobie jedynie ślad w postaci upiornych paprochów w pralce. Pani w sekretariacie wyczerpała chyba wszystkie możliwości nacisku. Od groźby, przez szantaż na prośbach kończąc. Bezskutecznie. Zdarzało się co prawda czasem że karnet taki był w posiadaniu potomka dłużej niż 3 tyg. Zazwyczaj jednak po tygodniu rozpływał się w przestrzeni. Starałam się je zapobiegawczo kserować. Normą wiec było że po jakimś czasie zamiast np karteczki w kolorze zielonym na ten przykład, młody zanosił pani szarą. Raz zdarzyło mi się nawet nie donieść karnetów do domu ;) W końcu jaki syn, taka matka.
Ale uwaga!!!!
Podczas tegorocznego remontu, potocznie zwanego PALESTYNĄ, który to miał miejsce podczas nieobecności wakacyjnej potomstwa mego, wspomniane, nie doniesione do domu karnety znalazły się!!!
Piękne, w stanie idealnym, dwa, różowe, opisane imieniem i nazwiskiem, z datą PAŹDZIERNIK 2011.
Podejrzewam że ukryły się skutecznie ze strachu przed potomstwem i dopiero po upewnieniu się że nie wpadną w małe, wszędobylskie łapki postanowiły wyjść na światło dzienne. Same wcisnęły się do dziwnego notesika a potem cichaczem do szuflady z rzeczami pt "kiedyś na pewno się przyda".
W pierwszym momencie pomyślałam sobie że pobiegnę z szerokim uśmiechem do szkoły trzymając w ręku znalezisko, żeby pochwalić się pani sekretarce . W trosce o zdrowie wspomnianej miłej pani odpuściłam sobie.
Nie zdążyłam ich oprawić w ramki albo umieścić na jakimś honorowym miejscu ... bo znowu się zgubiły ... Ale kiedyś się znajdą.

W tym roku, wspomniane dowody wykupionych posiłków zostały wycofane!!!!!!!!!!!
Nie wiem czy za sprawą roztrzęsionej na sama myśl o karnetach wydawanych na nazwisko moich dzieci pani z sekretariatu, czy po prostu z oszczędności. Najważniejsze ze snu z powiek spędzać nam już nie będą.

Będę musiała znaleźć sobie jakąś inną przypadłość.
Notoryczne gubienie karnetów w tym roku się nie sprawdzi :)
Już ja coś wymyślę. Bo któż, jak nie ja.

poniedziałek, 3 września 2012

KONIEC LABY

KONIEC LABY
Potomstwo w ilości szt 2 odliczone, książki i zeszyty nabyte drogą kupna. Od jutra znowu wracam po cudnym urlopie do pracy, a potomstwo do placówek oświatowych, a konkretnie jednej, podstawówką zwaną  - HURAAAAA ;(
A było tak pięknie.
Nowe postanowienia, zmiany.
Znowu będę miała czas na buszowanie po blogach, na pisanie od czasu do czasu. Tylko przestane się wysypiać.
Nie będzie jednak czasu na aniołki, słoniki i inne lepianki.
Zapisałam się do szkoły. Nawet dwóch. To pierwszy mały kroczek do spełniania swoich marzeń. W końcu w wieku lat 20 + vat (bardzo wysoki) można już zacząć robić ciut dla siebie.
Potomstwo z lekkim zdziwieniem patrzyło na mnie jak składałam dokumenty. Wyglądali tak, jakby mieli ochotę zapytać się czy przypadkiem od nadmiaru słońca nie zaczęło mi się coś odklejać?!
Ja natomiast czuję się świetnie. I jeśli tylko zapału i funduszy mi wystarczy, oraz opracowania logistyczne zadziałają, to za 2 lata ...
Nie ma co na zapas się cieszyć.
Na razie jest cudnie.
Póki co, WAKACJE UWAŻAM ZA OFICJALNIE ZAKOŃCZONE.