W sumie to zawsze coś tam dłubię dla relaksu, ale ostatnio przechodzę samą siebie. Jeszcze nie staję obok, ale jest już blisko.
Jakiś czas temu nakręciłam się na meble ze skrzynek i z palet. Palety już u mojej koleżanki czekają na mnie, a w zasadzie na cud teleportacji. Oczyma wyobraźni widzę już stolik kawowy i pufę ...
Puki co zajęłam się skrzynkami, takimi na jabłka. Najpierw nie mogłam nigdzie znaleźć niechcianych, wszak jak się okazuje, to produkt pożądany i cenny jest dość. W końcu znalazłam oraz stałam się szczęśliwym posiadaczem pokaźnej sterty.
Na ostatni tydzień mój duży pokój zamienił się w warsztat stolarski ....
Miałam w planach zrobienie szafki na buty, bo "stojak" na obuwie mi się zmarszczył nieoczekiwanie.
Jak to jednak w pracach twórczych bywa, rezultat zazwyczaj jest daleki od tego pierwotnie zaplanowanego.
Milionpińcset drzazg, i 3 puszki bejcy później ...


Stojak na buty został zreanimowany, bo wyszło jak zwykle co innego.
Po przykręceniu ostatniej śrubki, zapytałam Mariana, który akurat się przypałętał, co sadzi o regale.
- Słabo, ale może być!
Na własnej krwi wychowałam krytyka od siedmiu boleści.
Słyszący to Sebastian, który stał z jeszcze ciepłą wiertarką stwierdził, że chłopak nie pogra sobie na komputerze przez następny tydzień.
Po kilku minutach usłyszeliśmy z za drzwi pokoju wycie. Otwieramy, a tam Marian z gitarą śpiewa, coś w rodzaju:
"Najpiękniejszy regał, Na na na, zrobili mama z wujkiem, Tra la la. Najcudniejszy on jest ..."
Ale i tak jestem z siebie dzielna.
No i z palet też coś popełnię - kiedyś.
P.S.
Na zdjęciu uwieczniony został tylko Marian, ale obaj z Krzysiem dzielnie mi pomagali. Nawet Sebastian miał swoich kilka ostatnich śrubek. Lista zasłużonych (albo winnych) jest długa.