środa, 27 lipca 2011
SUPEŁEK
Jak wszystkim wiadomo, czytanie dzieciom ma sens. Poza tym że rozwija, to jeszcze gdzieś tam w głowie na lata zostają dobre rady. Tak jak na ten przykład zalecał Trombalskiemu nasz wspaniały Tuwim,
"(...)Co dzień na głowę wody kubełek
oraz na trąbie zrobić supełek (...)"
... że w sensie dla pamięci.
Zastanawiam się tylko, gdzie bym miała go sobie zawiązać?! - ten supełek.
Czas w pracy od rana wlókł się jak glut co najmniej. Ludzi jakby wywiało, nawet telefony jakoś specjalnie się nie rozdzwaniały. Siedziałam i planowałam. Planowałam i zastanawiałam się nad tym, co będę robić po powrocie do domu.
Że posprzątam - w końcu, chociaż fanką tego zajęcia nie jestem. Poza tym, aktualny bałagan dawał mi namiastkę zlotu rodzinki mojej. Jak posprzątam, to już będzie jak przed ich przyjazdem :(
Że dokończę z Marianem kopalnie mrówek,
Że w końcu coś ugotuje na obiad - biały barszczyk na ten przykład,
Że poskładam i poprasuję wyprane ubrania, które po 2 tygodniach zaczynają się wysypywać z szafy,
Albo ze wszystko oleję i wyjdę z dziećmi na spacer ...
Tak to dzień mijał mi w zamyśleniu
- Córciu?! - zabrzmiał w telefonie głos mojej rodzicielki
- Słucham cię mamo.
- Gdzie jesteś?
- W pracy, a gdzie mogłabym być?! - odpowiedziałam, wszak gdzie mogę być o godzinie 17:45, jeśli pracuje do 18:00. Normalnie bystre pytanie.
- A czy ty nie powinnaś być już w domu?
- W sensie że jak? - tu zaczęłam zastanawiać się nad możliwością zaginania czaso-przestrzeni
- W sensie, że dzisiaj pracowałaś od rana i powinnaś wyjść o 16:00
Tak, więc oto pobiłam rekord swojego zakręcenia, zapominania i innych dziwnych rzeczy.
Zapomniałam wyjść z pracy.
Jeszcze 15 min i sami by mnie do domu wygonili.
Gdyby rozdawali tu odznaki "Pracownik dnia" na pewno bym się załapała.
W domu, czasu starczyło mi na prasowanie i sprzątanie.
Ale teraz jest dziwnie.
Supełek znaleziony w sieci
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Sorry, ale uśmiałam się po pachy! Pobiłaś nawet mnie, gdyż ja tylko raz przyszłam do pracy bladym świtem, mniej więcej trzy godziny przed planowym jej rozpoczęciem. Ale zapomnieć wyjść, nigdy mi nie zdarzyło;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko;-)
Jakie to zycie niesprawiedliwe. Ty w pracy zapominasz o "Bozym swiecie", a ja siedze i licze godziny do konca dniu..... juz tylko 4 !!!
OdpowiedzUsuńPozdrowka
Akularku - ciekawe czego jeszcze uda mi się zapomnieć.
OdpowiedzUsuńCałuski
Ina - na pocieszenie, też czasem mi się zdarza że czas jakby się cofał. Generalnie jednak leci szybciutko. Takie błyskawiczne 8 godzin
OdpowiedzUsuńDo prasowania, sprzątania i wszelkiego innego "-ania" nie warto się spieszyć;)
OdpowiedzUsuńŁadnie:) U mnie to niemożliwe, bo ludzie zaraz by mi przypomnieli, że już pora kończyć. Za to czas w pracy leci mi 2 razy szybciej niż w domu. Pozdro!
OdpowiedzUsuńNivejko - zdecydowanie się z tobą zgadzam :)
OdpowiedzUsuńPieprzu - znaczy że lubisz swoją pracę?! - to super
OdpowiedzUsuńGosiu - zdarza się, że dodaje mi skrzydeł:)
OdpowiedzUsuńPieprzu - tylko ci pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ci - tak pozytywnie
:)