Takie rzeczy moja skromna osoba robi wręcz z dziką przyjemnością. Nie to żeby o matko, ale zazwyczaj jakość zaspakajała moje skromne wymagania.
No i się skończyło.
Nawet pisanie tutaj jakoś mi pod górkę idzie (choć nie powiem, ciągle jest radość).
Musze napisać na zaliczenie pracę na temat ... Uwaga! ... Demencji starczej (to tak w powiązaniu z moja pracą w szkole). 1000 słów - co to dla mnie ...
W życiu nie siedziałam tyle czasu nad 4 stronami tekstu. Napisałam tylko 2, postawiłam kropkę i jak bym się dobrze wychyliła to dosięgam 500. Czyli że jestem w czarnym głębokim lesie, zakładając że to jest jedna z 2 prac w tym temacie a już wszystko co chciałam, to napisałam.
Nie umiem rozpisywać się w języku w którym ledwo się komunikuję.
Chociaż w ojczystym też pewnie nie byłoby za różowo. U mnie bowiem, "łatwość pisania" uzależniona jest od "ilości gadania". Wyobrażacie sobie (ci którzy mieli przyjemność poznać mnie osobiście) że wyleczyłam się z gadulstwa?! W sumie to z kim tu pogadać? W szkole z dziećmi? W domu, to tylko monologi Mariana wiecznie opowiadającego swoje historie i mój monolog do starszego potomka, bo ten nawet nie odpowiada tylko fuka.
W tym miejscu czuję się w obowiązku uprzedzić wszystkich posiadaczy potomstwa poniżej 10 roku życia. 10 latek w domu - jest super, ale żeby przetrwać z 13 latkiem, potrzeba zaopatrzyć się w niezłe leki uspokajające. Ponoć później jest jeszcze fajniej, ale zapewni któreś z nas tego etapu nie dożyje.
Na szczęście na chwilę obecną naturalne uspokajacze mam w zasięgu ręki - słońce, park z boiskami w ilości hurtowej, na nich potomstwo w odległości bezpiecznej - jak krzykną to są niewielkie szanse że usłyszę, książka, i słuchawki z muzyką ...
Chwilo trwaj ...