Strony

środa, 17 kwietnia 2013

GOŚĆ W DOM, BÓG WDOM, CZYLI DZIEŃ OTWARTYCH DRZWI

Mój dom przez wielu uważany jest za otwarty - i słusznie. Jak mawiają pieniędzy, dzieci i gości nigdy dość. Czy jakoś tak.
Ale moja gościnność ma pewne granice o których to miałam okazję przekonać się dni temu kilka.

Było piękne poniedziałkowe popołudnie. Ja w blokach startowych, gdyż wybierałam się do szkoły. Dzieci przekazywane były mojej mamie, kiedy ta dorwała naszykowany dla potomstwa worek na śmieci.
Oczywiście naszykowany do wyrzucenia, nie do zabawy. Bo choć wymagającą matką jestem, to staram się być również humanitarna. Moje dzieci zmywają naczynia na ten przykład po śniadaniu, albo wyrzucają śmieci. Nawet ustalają którego dnia, czyja kolej. Tacy są fajni.
Ale wracając do worka na śmieci.

- Mamo, zostaw ten worek. Naszykowałam, bo Krzyś obiecał że wyrzuci. Zaraz to zrobi.
- Nie. Wiesz, na schodach siedzi i przysypia jakiś "dziad". Lepiej żeby Krzysia nie zaczepiał.

No i poszła rodzicielka moja w siną dal z workiem, a dokładnie do zsypu mieszczącego się na tym samym pietrze. Taki spacer dla zdrowia i kondycji ...
Tu wyjaśniło się po kim mój ulubiony starszy syn odziedziczył nawyk zostawiania drzwi otwartych na oścież. Ja tego nie znoszę. Jak tylko to zauważyłam, a w zasadzie poczułam wiosenny przeciąg otulający moje kostki, grzecznie, cichutko zamknęłam wrota.
Mama wróciła, pokręciła się chwile po pokoju, po czym udała się do kuchni w celu wstawienia wody na herbatkę zapewne.

- No i wpuściłaś go - powiedziała wróciwszy po chwili
- Kogo?
- No tego dziada.
- Ja?
- A kto, ja?
- No przecież nie ja - nasza wymiana zdań nabierała tempa
- Ale o co chodzi?!
- No wpuściłaś go.
- Kogo?
- No tego dziada.
- Ale gdzie?
- No siedzi w kuchni.

Szanowny pan "dziad" korzystając z okazji i otwartych drzwi, wpakował mi się do mieszkania i grzecznie rozsiadł się w kuchni na jedynym stołeczku jaki tam znalazł.

Został grzecznie wyproszony, bo przy osobach starszych wiekiem (moja rodzicielka) oraz nieletnich, słów ogólnie uznawanych za wulgarne nie należy używać.
Pan był uprzejmy się zdenerwować oraz w geście dezaprobaty dla naszego czynu wyproszenia go z mojej przecudnej urody kuchni, trzasnąć zamaszyście drzwiami. Po czym usiadł ponownie na schodach na wprost mych drzwi i zasnął.

Chwilę potem wymknęłam się cichaczem, co by śpiącego nie obudzić.

Pewnie było by śmiesznie bardzo, gdyby nie to, że chwilę później (w połowie mojej drogi do celu) zadzwoniła moja mama z informacją iż ów człowiek właśnie usiłuje się dostać do mojego mieszkania. Wali w drzwi, grzebie w zamku swoim kluczem, szarpie za klamkę....
W tym momencie już przestała mnie ta sytuacja bawić.
Zadzwoniłam pod 112 oraz zgłosiłam co zaszło. Nie wiedziałam czy to zbłąkany pijaczek, czy może osoba chora, która zabłądziła.
Przepytana w tą i z powrotem otrzymałam informację o przyjęciu zgłoszenia.
Policja przyjechała ... jak już pół godziny wcześniej ów gość zrezygnował i sobie poszedł w siną dal.

Zastanawiam się czy oni zawsze w tak zawrotnym tempie działają, żeby przypadkiem się na napastnika nie natknąć?!

W każdym razie nadszedł czas na sprecyzowanie mojej gościnności.
Osoby mi znane - zapraszam uprzejmie nawet w dużych ilościach.
Osobniki mi obce, proszone są o wcześniejsze umawianie wizyt.

2 komentarze: