Liczyłam na to że piątek
był tylko kończącym się tygodniem, a nie nowo zaczynającym się
miesiącem. Teraz mam nadzieję że tydzień się jeszcze nie skończył.
Kończy się w niedzielę, prawda?! Sobota jako 2gi dzień nowego miesiąca,
który nastąpił bezpośrednio po rzeczonym piątku nie potwierdza jeszcze
dalszego ciągu miesiąca?!
Po burzliwych porannych
porządkach, miałam z potomstwem udać się w odwiedziny do koleżanki. Że
pogoda średnio sprzyjająca spacerom, sprawdziłam wcześniej dokładnie
rozkład jazdy komunikacji miejskiej, co by na deszczu za długo nie stać.
Jeszcze byśmy korzonki i pączki zaczęli wypuszczać, a do ostatków
zostało kilka dni. Wyszliśmy w zasadzie na styk. No i zaczęło się
Marianowe marudzenie. Że mu się nie chce na pieszo, że nie lubi
autobusem. Tramwajem też nie. Że nogi bolą i najchętniej by usiadł. Po
kilku minutach wleczenia marudy, kiedy liczenie do 10 nie dawało żadnego
rezultatu, zagroziłam szlabanem na wszystko co się da.
Wtedy właśnie, kiedy to przystanek był już prawie w zasięgu naszego wzroku, przypomniało mi się że nie wyłączyłam piekarnika. Były 2 opcje. Pojechać i dać szanse na "ciekawy dzień" sąsiadom oraz sajgonki z Tofisława, który pozostał w mieszkaniu, albo powrót.
Wróciliśmy się. Zdążyliśmy na tramwaj - 3-ci po tym na który mieliśmy iść. Oczywiście gaz był wyłączony,
Kolejnym
punktem wspaniałej soboty miało być odebranie babci z lotniska (mojej
mamy, która to przez ostatnie 2 tygodnie zabawiała na zielonej wyspie u
siostry mojej ulubionej najmłodszej). Sprawdziłam na bilecie - godz
16:00.
Jak już dojeżdżaliśmy do lotniska wysłałam wiadomość mojej
siostrze, że już prawie na miejscu jesteśmy, zwarci i gotowi do
przejęcia rodzicielki. Pół min później dostałam wiadomość zwrotną w
stylu "mama przeszła właśnie odprawę, teraz będzie czekać na samolot..."
Sprawdzając godzinę na bilecie, nie wpadłam na to że to godzina wylotu, a nie przylotu.
Dobrze że dni nie pomyliłam albo nie pojechałam po nią za późno.
Mama z lotniska odebrana, Tofisław do niej odstawiony. Czyli plan wykonany.
Niedzielę przeżyliśmy bez większych zamieszań.
Zaczynamy nowy tydzień.
sobota godzina 14:40 (w Polsce 15:40) Rozmawiamy przeztelefon. Ja na lotnisku , ty na lotnisku (??).... napisalam do Krzsia:
OdpowiedzUsuń"moja genialna siostra myslala ze mama o 16 laduje ;)"
Krzys: "TOjuz jakas poprawa... W koncu mogla na nia juz czekac wczoraj :-)"
hahah
to chyba nigdy nie odejdzie i juz chyba nikt sie nie zdziwi
;)
Dorotka, na szczęście pomyliłam się w tą stronę. Gorzej by było gdyby stała tam bidula od 16, a ja bym przyjechała na 20 ...
UsuńNikt z obecnych ze mną się nie zdziwił :)