Czytanie rozwija, ale nieczytanie tez ma swoje zalety.
Mam od jakiegoś czasu zwyczaj taki, że nie wychodzę z domu bez książki. Czytam w tramwaju, w kolejce do lekarza, w pracy i innych miejscach gdzie poza rozpracowywaniem swojego głębokiego JA i trenowaniem swojej wyobraźni, względnie gadaniem do siebie, czynić nie ma za bardzo co.
Co jakiś czas dochodzę do stanu, że nie mam już książek nieprzeczytanych i zazwyczaj wówczas czekam na przesyłkę nowych, tych kupionych na ALLEGRO, bo do księgarni czy antykwariatu nie mam kiedy się wybrać.
Tak więc pewnego dnia, będąc w stanie NIEMAMCOCZYTAĆ, jechałam tramwajem i rozmyślałam o Bóg jeden raczy wiedzieć czym. Z zamyślenia wyrwał mnie widok koca.
Tak, tak, zwyczajnego koca, czy raczej narzuty w kolorze szarego brązu (nawet nie wiem czy taki istnieje) z fioletowymi mazajami. Wisiał on sobie na wystawie jednego z "Malinowych butików" jakich w moim mieście wiele. Oczyma wyobraźni, zobaczyłam torbę w takim właśnie kolorze.
Przez tydzień rozmyślałam co zrobić żeby znaleźć się przypadkiem w tamtej okolicy.
Któregoś dnia, wracając do domu z pracy, pomyliłam tramwaje i ... właśnie tam dojechałam - CUD!
Nie mogłam nie wejść, nie zajrzeć. Kocyka nie było :( Zrezygnowana rozglądałam się jeszcze w nadziei, że skrył się gdzieś może, gdy zobaczyłam TEN. Zielone NIEWIADOMOCO. Leżało pod stertą kocy, pledów i innych.
- Przepraszam - zapytałam grzecznie sprzedawcę - czy może mi pan powiedzieć co to jest?
- Pani kochana, a skąd ja mam wiedzieć?! - odpowiedział grzecznie. No właśnie, skąd. On tam w końcu tylko sprzedawał i był właścicielem przypadkiem całkiem.
- Niech to pani wyciągnie i pokaże
Uczyniłam jak powiedział. Wyciągnęłam kawał zielonego sztruksu 1,5x1,5 metra. Ni to koc, ni to pled, ni to cokolwiek
- Nie wiem co to jest - powiedział czytając mi w myślach - ale ładny kawał materiału
I tu zgodzić się z nim musiałam
- Po ile ten kawał?
- To porządny kawał, duży, ładny jest - zachwalał, podczas gdy ja starałam się nie pokazywać po sobie jak przebierałam nóżkami i jak cała ja w srodku wołam rytmicznie MUSZĘ TO MIEĆ, MUSZĘ TO MIEĆ
- No dla pani, to niech już będzie dycha, chociaż za taki kawał powinienem policzyć ze dwie!
- Hmm - udałam, że niby sie waham, zastanawiam - No dobrze, to poproszę. Jak dla mnie specjalnie, to wezmę.
Po 3 popołudniach do godzin raczej wczesno-porannych, powstała moja TORBA.
Jestem z niej tak dumna i z siebie dzielna, że aż musiałam sie pochwalić.
Jest wielka i przepastna, że aż kalendarz mi się w niej zgubił.
A Selerowi należy sie medal za wytrwałość.
Był dzielny.
Nie dziwię się, że musiałaś nabyć! Niesamowita zieleń...
OdpowiedzUsuńZgaga - prawda?! Zielona, zielenistość
OdpowiedzUsuńmmmmrrrrrrr
Zdolniacha z Ciebie;-))))
OdpowiedzUsuńTorba suuuuuper po prostu!!!
Akularku - dziękować :)
OdpowiedzUsuńI Ty tak samiuteńka tę torbę uszyłaś?
OdpowiedzUsuńCzapka z głowy:)))
Ida - ja z moim ośli uporem.
OdpowiedzUsuńSzyłam i prułam, znowu szyłam i znowu prułam ... i oto jest :)
P.S. ale ja nie umiem szyć. Ja mam tylko w domu starą maszynę mojej mamy.
Torba fantastyczna!!! A ja tez nie potrafie wyjsc z domu bez ksiazki, albo czegokolwiek do czytania. A juz na 100% nie wsiade do pociagu czy autobusu jak nie mam co czytac:) Ale juz mam dosc dzwigania ksiazek;) Wspanialy mi nabyl Kindle na Gwiazdke. Nie to samo co ksiazka, ale lekkie wiec dziala:))
OdpowiedzUsuńA to sama tak z siebie? A podszewka jest? A fotki proszę wnętrza i wogóle...Jeśli Ty tak potrafisz to podziwiam.Zakupię kiedyś też kawał szmatki i Ci wyślę do szycia bo ja beztalencie...
OdpowiedzUsuńStardust - śni mi się tablet, czy coś do odczytu ebook'ów, ale to może w przyszłym życiu. Puki co dźwigam makulaturę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Kasieńko - Sama z siebie :) A podszewka jest a i owszem, z czerwonego czegoś, co kiedyś służyło komuś za prześcieradło lub narzutę na łóżko. Takie 2gie życie szmat:)
Tylko mało profesjonalnie uszyte - dlatego nie pokażę jej wnętrza ;)
Buziaki