Zdalne zajęcia.
Cały dzień na wykładach przed komputerem. Oczywiście w wersji domowej. Kamera obejmuje tylko twarz, więc tylko ta część doprowadzona do porzadku. Resztę uznałam za mało istotną, więc założyłam bluzę i radośnie uczestniczyłam w zajęciach.
W czasie jednej z przerw, ambitnie postanowiłam coś ugotować. Żeby nie było że potomstwo musi samo polować na pożywienie.
Zupka jarzynowa, powoli "pyrkała" w garnku kiedy to ja wróciłam do zajęć.
W pewnym momencie stwierdziłam że wykłądowca ma dziwny alarm ustawiony. Coś mu w oddali pikało.
Zupka jarzynowa, powoli "pyrkała" w garnku kiedy to ja wróciłam do zajęć.
W pewnym momencie stwierdziłam że wykłądowca ma dziwny alarm ustawiony. Coś mu w oddali pikało.
Po zdjęciu słuchawek okazało się że to mój alarm.
Nic nie spaliłam. Troche się zaparowało, ciecz w garnku stała się gęstym kremem warzywnym - taki był cel oczywiście.
Nic nie spaliłam. Troche się zaparowało, ciecz w garnku stała się gęstym kremem warzywnym - taki był cel oczywiście.
Tak czy inaczej, użądzenie na suficie nie załapało idei mojego gotowania i rozśpiewało sie w najlepsze. Sąsiedzi się zlecieli. Nie to żebym miała jakieś tłumy po sąsiedzku, ale reakcja była. Ja w piżamie ... Widownia na żywo i przed onitorami komputerów.
Sąsiad pomogł mi rozmontować urządzenie, które zamilkło dopiero po wyjęciu baterii.
Przypomniałam sobie Phoebe z "Przyjaciół" - tam był jakiś guzik resetujący. U mnie go nie ma. W każdym razie ja nie widzę. Chciałam, z buta, ale trylko trampki w zasięgu ręki.
Niby człowiek żył przez 30 lat bez alarmów, ale jakoś się do niego przywiazałam i tak dziwnie będzie bez niego. Za kilka misięcy wyprowadzka i jeśi nie rozwiążę zagadki, chyba zostawię go właścicielowi na blacie w kuchni z liścikiem pożegnalnym.
Z tym użądzeniem się nie dogadam.
Jakieś pomysły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz